Piwny Radek

Warka I.. i trudy z nią związane



W końcu! Po długich i ciężkich bataliach zabrałem się za warzenie piwa :)
Odpuściłem sobie zabawę z ekstraktami i od razu zabrałem się za warzenie ze słodów. Oczywiście podszedłem do tematu z wielkimi ambicjami, stwierdzając, że zacznę od Imperial IPA (że ja nie dałbym rady?). Receptura przygotowana, niezbędny sprzęt zgromadzony, surowce zamówione. Jednak w międzyczasie poszedłem po rozum do głowy wracając z myślą, że być może lepiej zacząć bardziej zachowawczo - w końcu szkoda zmarnować tyle słodu i chmielu..

Nie będę rozpisywał się co i jak należy robić, by uwarzyć własne piwo. Od tego są inne źródła, które podadzą to w lepszy sposób. Postanowiłem jednak spisać wnioski i wrażenia z pierwszego warzenia.

7 przykazań początkującego piwowara

Po pierwsze: Nie szarżuj młokosie!
Możesz sobie przeczytać wszystkie poradniki, obejrzeć jutuby i tym podobne, mimo to nie warto porywać się na najwyższe góry. Na blend RISa leżakowanego w beczkach po 12 yo brandy i Portera zakwaszanego bacillusami przyjdzie jeszcze pora. Na początek warto jednak wybrać sobie coś nieskomplikowanego. Pamiętaj, że zabierasz się za to pierwszy raz i nie koniecznie będziesz w stanie poradzić sobie z napotkanymi problemami, które wynikną w trakcie warzenia. 

Po drugie: Poznaj osprzęt, którym władasz.
Okej! Masz wszystkie pierdoły w postaci fermentorów, termometrów, balingomierzów, kraników, wężyków itp.. Masz też gar, który postawisz na..? No właśnie.. kuchenka/taboret gazowy, a może płyta elektryczna/indukcyjna? Czy jesteś w stanie zmieścić na tym swój gar? Czy gotowałeś coś w ilościach 20 litrów, bądź większych? Czy wiesz np. jak zachowa się indukcja w momencie przegrzania?

Po trzecie: Nadszedł dzień warzenia.
Warzenie piwa to nie robienie jajecznicy w 5 minut. Wprawionemu piwowarowi przygotowanie piwa do etapu fermentacji zajmie jakieś 6h, Sobie policz tak z 2x dłużej, co w praktyce oznacza cały dzień przy garach.

Po czwarte: Eliminacja postronnych czynników ludzkich.
Jeśli domownicy nie podzielają Twojej pasji, wybierz dogodny moment kiedy będziesz mógł zostać sam. Uwagi o zablokowanie kuchni na cały dzień, panujący "smród" i nie wiadomo co jeszcze, będą jeszcze Cię tylko rozpraszać. Także przeczekaj, bądź pozbądź się domownika, oddeleguj do kolegi/koleżanki, wyślij na zakupy - cokolwiek bylebyś miał święty spokój i mógł skupić się na najważniejszej rzeczy.

Po piąte: Wypracuj własny styl działania.
Zaplanuj kiedy i co oraz z użyciem czego będziesz wykonywał dane czynności. Miej wszystko przygotowane: począwszy od rozstawienia sprzętu, przez przygotowanie surowców, zapewnienie odpowiedniej ilości wody do wysładzania po zebranie młóta i czyszczenie sprzętu.

Po szóste: Czystość, nie szaleństwo.
Zapewne naczytałeś się o sterylizacji wszelkich przedmiotów, które będą miały kontakt z brzeczką. Być może masz też w głowie liczne infekcje, które tylko czyhają, by skazić owoc Twojej ciężkiej pracy. Nie dajmy się jednak zwariować. Owszem czystość to podstawa ale jeśli tylko przestrzegasz podstawowych zasad to nic złego nie powinno się przytrafić.

Po siódme: Cierpliwości.
Piwo musi swoje odstać i nic na to nie poradzisz. Codzienne zaglądanie, głaskanie pojemnika czy mówienie doń w niczym nie pomoże, ani też nie przyspieszy fermentacji.


Realizacja planu

W końcu nadszedł tak długo wyczekiwany dzień. Podekscytowany, a przy tym także lekko poddenerwowany zabrałem się do pracy. Pieczołowicie przygotowałem niezbędny sprzęt i podzieliłem surowce. Do gotowania posłużył mi 40 l gar, który ustawiłem na płycie indukcyjnej. Trzeba było manewrować garem, by załączyły się pod nim 2 pola i grzejemy.. Pierwszy problem napotkałem przy zacieraniu i utrzymaniu zalecanych temperatur przerw. O ile na środku garnka miałem optymalną temperaturę, tak nad jednym z palników temperatura potrafiła być już wyższa o 10°C! Tak oto pojawiła się pierwsza oznaka zwątpienia. Najlepszym wyjściem jest jednak utrzymywanie temperatury przez zaizolowanie gara. Gdy ta nieco spadnie można ratować się delikatnym podgrzaniem, należy jednak pamiętać o ciągłym mieszaniu. Po blisko dwóch godzinach zacierania próba jodowa musiała dać w końcu wynik negatywny. Jednak przez cały czas, spokoju nie dawała mi myśl, że już na starcie spieprzyłem sprawę..
Filtracja przebiegła całkiem sprawnie (należy tutaj pamiętać o przygotowanie czegoś na zebranie młóta), tak też zabrałem się za gotowanie brzeczki. Niestety tutaj okrutnie dały o sobie znać wady indukcji. Po pierwsze słaba moc grzewcza (2-2.3 kW/pole), a po drugie system zabezpieczający przegrzaniu płyty. Zdarzało się też, że płyta przy zbyt mocnym nagrzaniu automatycznie się wyłączała (całe szczęście można było od razu włączyć ją ponownie). W efekcie czego doprowadzenie brzeczki do wrzenia zajęło grubo ponad 2 godziny. Przy tak długim oczekiwaniu zapach chmielu rozszedł się po całym mieszkaniu, potęgując moje zmęczenie. Po lekkim wykipieniu zawartości zacząłem wrzucać chmiel. Tutaj ponownie nastąpił wkurw na kuchenkę, gdy nie byłem w stanie wskoczyć ponad 95°C. Druga oznaka zwątpienia, choć jak się okazało wrzenie nie koniecznie musi wiązać się z temp. 100°C. Po zakończeniu gotowania zdekantowałem brzeczkę do fermentora i okładając lodem wystawiłem na balkon. Wycieńczony po blisko jedenastogodzinnym(!) warzeniu udałem się na zasłużoną drzemkę.
Z rana zabrałem się za rehydratyzację drożdży, by rozpocząć fermentację burzliwą. Niestety przez kilka godzin drożdże nie chciały wystartować dlatego zadałem kolejną saszetkę US-05. Po jakimś czasie gdy lekko wybrzuszyło pokrywkę, zastąpiłem ją na tą z rurką. Gdy woda zabulkała w końcu odetchnąłem z ulgą. Nieco niepokoiła mnie niewielka ilość piany, czego winę upatrywałem w problemach z zacieraniem.
Po blisko dwóch tygodniach fermentacji burzliwej oraz cichej zabrałem się za rozlew piwa do butelek. Nie chciałem się bawić z dezynfekcją pojemników i kilkukrotne przelewanie piwa, więc do refermentacji sypałem miarką glukozę do każdej z butelek. Ostatni etap także nie mógł obyć się bez przygód (zapychanie się zaworka grawitacyjnego chmielem, wypięcie węża z kranika i zalanie kuchni). Jak widać również rozlew piwa potrafi pochłonąć trochę czasu.




Koniec końców piwo jest już prawie gotowe. Potrzeba jedynie cierpliwości, by zawartość mogła się nagazować. Muszę przyznać, że cały proces warzenia jest dość pracochłonny i wycieńczający, co szczególnie widać przy pierwszej warce ;D Jednak gdy już uporałem się z tym wszystkim i w końcu mogłem spróbować piwa, poczułem ogromną satysfakcję z wykonanej pracy.

Pierwsza warka przyniosła mi spory bagaż doświadczeń i wyczuliła na pewne aspekty. Największym problemem okazała się kuchenka indukcyjna, dlatego przy kolejnej warce będę już wspomagał się grzałką zanurzeniową.


I warka: IPA

data warzenia: 17.09.2016
Słody:
data rozlewu: 15.10.2016
Pale Ale - 5 kg
wielkość warki: 18 l
Pszeniczny - 0.5 kg
Alc: ~ 6.5%
Carapils - 0.5 kg
IBU: ~ 90
Caraamber - 0.3 kg
Chmiel:
Citra - 50 g
Columbus - 20 g
Simcoe - 40 g
Drożdże:
Safale US-05


Zapasy na kolejną warkę mam już przygotowane. Także w najbliższym czasie zabieram się do kolejnego warzenia, tym razem przygotowując coś bardziej wyszukanego :)

PS.
Zapraszam do dzielenia się opiniami i uwagami. Jakie są Wasze wrażenia z warzeniem piwa? Co przysporzyło Wam największych problemów?

Ed. 29.11.2016
Pierwszą butelkę piwa otworzyłem już po dwóch tygodniach od zabutelkowania. Muszę przyznać, że miałem sporo obaw, jednak to co spotkałem przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Przede wszystkim pojawiła się piana - obfita warstwa ładnie osadzająca się na szkle, a przy tym także długo ciesząca oko. W aromacie i smaku czuć ładnie wybija się chmiel - pełno jest owoców tropikalnych i cytrusów, czemu towarzyszy żywiczno-kwaskowe wykończenie. Co ważne również w odczuciach jest dobrze. Piwo jest lekkie w odbiorze z ładnie zaakcentowanym ciałem i goryczką (choć nie czuję tych 90 IBU). Alkohol został bardzo dobrze zamaskowany. Nasycenie określiłbym jako delikatne, mogłem dać więcej glukozy do fermentora w celu refermentacji.
Nie wiem czy to szczęście początkującego piwowara ale piwo wyszło nadzwyczaj dobre. Nie chcę sobie słodzić jaki to jestem zajebistym piwowarem, ale właśnie taki trunek widziałbym jako piwo codzienne. Zielone żywce, czy ciechany po prostu nie mają do tego nawet startu. Jestem bardzo zadowolony z efektów pracy i w planach mam uwarzenie kolejnej warki na bazie tej receptury.


1 komentarz

  1. Anonimowy22.10.16

    Gratuluję! Podziel się wrażeniami jak smakuje piwo :)

    OdpowiedzUsuń