W ostatnim czasie poziom piw na blogu zaczął nieco podupadać. Jako że równowaga w przyrodzie musi być zachowana, nadszedł czas wytoczyć porządne działa. Do tego zadania przygotowałem kompanię trzech Imperialnych Stoutów. Czy taka drużyna wywiąże się z pokładanych w niej nadziei? Oto pierwszy z nich - Voo Doo!
Widzę:
Ciemna barwa zbliżająca się do czarnej, przez którą tu i ówdzie przebijają się brązowe refleksy. Piana średnio obfita, utrzymana w jasnobeżowej tonacji. Centymetrowa warstwa pozostaje niemalże do końca degustacji, pozostawiając przy okazji ładne ślady na szkle.
Ocena: 3.88/5
Czuję:
Solidny zapach, na który składają się ciemne słody, mocna kawa oraz gorzka czekolada. Do tego dochodzi delikatnie wiśniowa kontra z kwaskowymi akcentami.
Ocena: 3.9/5
Smakuję:
W smaku przeważa kwaśność, która ciągnie się od pierwszego planu, aż po sam finisz. Jak przystało na rasowego stouta nie mogło także zabraknąć palonych słodów, gorzkiej czekolady, kawy i kakao. W posmaku pojawia się nieco popiołu z dymem, oraz kapka słodyczy. Całość utrzymana jest w wytrawnej tonacji i zwieńczona żywiczną goryczką. Bardzo ładnie został też ukryty alkohol. Wszystkie te walory spina ze sobą przyjemna konsystencja.
Ocena: 3.95/5
Słówko końcowe:
Pierwsze z piw przeszło test z wyróżnieniem. Jak na wersję imperialną, nie jest to jakiś mocarz ale swoje potrafi. Mimo sporej paloności (aż czuć dym), udało się stworzyć ciekawą i złożoną kompozycję, w czym zasługa m.in. amerykańskich chmieli oraz ciemnych owoców.
Ocena końcowa: 3.96/5
___________________________
Imperial Stout
USA
USA
IBU: 39
Skład: chmiel (Simcoe, Cascade)
Sugerowana temperatura: 14-16°C
Brak komentarzy
Prześlij komentarz